Odra – rzeka, która nie zna granic | Opowieści górnego Poodrza
408
post-template-default,single,single-post,postid-408,single-format-standard,ajax_fade,page_not_loaded,smooth_scroll,

Blog

Opowieści górnego Poodrza

Kraina w terasie rzeki Odry była trwale zamieszkana już od neolitu. Jej charakter, szczególnie w przeciągu ostatnich sześćdziesięciu lat wyraźnie zmienił. Zniknęły stare ścieżki i chodniki między wioskami , drogi polne dla krowich i końskich powozów, opuszczone zostały trasy starodawnych dróg i czynność ludzka uszkodziła tysiące lat tworzony archetyp krainy – doszło do zaorania między, zniknęły leśne i krzewiaste ekosystemy. Co najgorsze, naruszone było kontinuum przekazywania informacji z generacji na generację, ponadto po roku 1945 doszło do transferu obywatel niemieckiej narodowości, którzy w tym rejonie żyli już od 13-14 wieku. Kraj w którym po stulecia żyli obok siebie obywatel różnych narodowości, zrodził mnóstwo folkowych i niefolkowych narratorów, którzy są dziś w większości przypadków zapomniani lub ich dzieła są niedostępne dla zwykłego czytelnika.

 

Jednym z pierwszych był p. Kristián Bohumír Hirschmetzel (1638-1703), który napisał między czterema dziesiątkami innych pracy, łacińską książkę “Feriae Christiano-Bacchanales”, w której umieścił przez siedemset różnych historii, opowieści i bajek z obszaru Śląska i Morawy, z których wybrane przejął o dwa wieki później do pierwszej części “Vlastivědy Slezské” historyk i publicysta Vincenc Prasek (1843-1912). Wielką ilość legendarnych i przesądnych historii jak również świadectw o cudach z rejonu Poodrza leży do dziś z cześci nieodkrytych w kronikach kościelnych i starszych pracach różnych autorów. Na przykład z roku 1737 pochodzi zapis „Gnaden und Wohlthaten, so bei der hl. Mutter Anna zu Altwasser in Mähren unter der Obsicht der Wohl – Erwürdigen PP. Piarum Scholarum geshehen sind“, mówiący o początkach uwielbienia św. Anny w Starej Wodzie u Libawy, uzupełnione historią cudownego odnalezienia pomnika świętej. Podobnie w roku 1849 w Ołomuńcu wydano drukiem książkę „Geistlicher Begleiter für die Wallfährter zur hl. Anna nach Altwasser“.

 

Z czeskiego środowiska do dziś nie została pokonana praca p. Karla Eichlera nazwana „Poutní místa a milostivé obrazy na Moravě a v rakouském Slezsku“, którą we dwóch częściach wydano w Brnie w roku 1888. Wązce regionalne motywy i opowieści, które pojawiały się tylko w niektórych miejscach i bardzo ciężko dostawały się do druku, mają dla nas wielką historyczną wagę i nadzwyczajną wartość. Wiele opowieści i legend zostało w autorskich rękopisach, zapiskach zbieraczy i jeszcze więcej z nich zapadło w zapomnienie. Ostatnie stulecia były otwarte na ludowe opowieści bardziej niż sobie umiemy dziś wyobrazić. Zawsze bardzo zależało na osobach narratorów, którzy zazwyczaj mieli całą plejadę aktualnych kawałów, realistycznych ludowych opowieści, mniej bajek i opowiadań. Wiele z nich zostało zapomniane wcześniej, niż je zdążyło złapać pióro patriotycznego pisarza, zapalonego miejscowego nauczyciela czy kronikarza gminy.

 

Był aktywnym współpracownikiem nowo-jiczyńskiego muzeum, kierował czasopismem „Heimatfreude“ (Radość domu) i geograficzny „Das Kuhländchen“ (Krawarzsko). Ullrich nazbierał setki opowieści z Krawarzska, Oderskich szczytów i Jeseników, z terenów w większości zasiedlonych przez obywatelstwo niemieckie. Szczytem jego starań były kolekcje legend i opowieści „Volkssagen aus dem Kuhländchen“ (Ludowe opowieści z Krawarzska), „Heimatbüchlein für das Kuhländchen“ (Ludowa książeczka dla Krawarzska) i „Volkssagen aus dem Gesenke“ (Ludowe opowieści z Jesenika), które w roku 1925 wydał Albert Koch w Odrach. Ullrich nie był ani pierwszym ani jedynym, kto zbierał opowieści, bajki i ludowe opowiadania w czasach, kiedy jeszcze między ludźmi krążyły. Ani w jego książkach nie znajdziemy już opowieści takiej formie jak je kolekcjonerzy słyszeli przy zapisywaniu.

 

Opowieści, legendy, zabobonne i humorystyczne historyjki, ale i bajki znajdziemy u zbieraczy różnych generacji, którzy je pilnie zbierali i często zmieniali. Z tych starszych był Anton Peter, Vincenc Prasek, P. Jan Vyhlídal, Karel Jaromír Bukovanský, František Sláma, z mladších Ludmila Hořká, Helena Salichová, Čeněk Kramoliš, R. F. Jura, Jan Petrus, Fran Směja, Joža Vochala, Helena Mičkalová, Cyril Hykel, František Lazecký, Oldřich Sirovátka i inni. Nie możemy też zapomnieć o osobie patriotycznego nauczyciela Vilibalda Ševčíka, który działał w Spalowie, w Lubomierzu i w okolicach od roku 1888 aż do swej śmierci w roku 1915. Ševčík, wydawca kalendarza „Rodzina i naród” na rok 1905 i 1906 i miesięcznika „Rodzina – szkoła – naród”, który wychodził w latach 1906 – 1910, był dosłownie odrodzicielem na czeskiej wyspie Spalowska, wtedy z trzech stron otoczonej niemieckim środowiskiem.

 

Wiele historii zapisali i publikowali František Šustek i Rudolf Mík ze Spalowa. Rudolf Mik krótko po 1 wojnie światowej zaczął zbierać historie tzw. ludowego przesłania. We Spalowie i Hletinowie usłyszał wiele historii w latach 1919- 1925, kiedy pytał starych ludzi i ich opowiadania zapisywał. Rudolf Mik zapisał, że ostatnim uczciwym opowiadaczem ustnego ludowego przesłania był Šimon Ondřej z chałupy nr 10 w Lubomierzu, który dożył osiemdziesięciu pięciu lat i zmarł w roku 1919. Całkowicie nie znane historie udało się zapisać na wielu innych miejscach, np. W Dolnym Nowym Dworze u Bilowcanam je opowiadały Hildegarde Olbrich i Antonie Křupalová, z Koszatky nad Odrou pochodzą historie od Jaroslavy Foltové lub ze Starej Wsi nad Ondrzejnicą od Miroslava Hýla. Również w czasopismach i kolekcjach Kravařsko, Kuhländchen, Novojicko, Bílovecko, Vítkovsko, Oderské hory, Oderské vrchy, „Obrany Slezska“, Věstník Matice Opavské, Bezkydské Besedy, Ogniwo, Beskydy – Jeseníky, Radostná země i innych możemy znaleźć mnóstwo historii z rejonu górnego Poodrza bardzo różnej jakości spracowania, często bardzo oryginalnych i wyjątkowo ciekawych. Następne ciekawe opowieści dostały się za pośrednictwem koprzywnickiego muzealnika Emila Hanzelky i jego współpracowników do fundów archiwalnych bywałego Lašskiego muzeum w Koprzywnicy dzisiejszego Regionálního muzea, o. p. s. v Kopřivnici. Przeniesiemy się teraz do odległej przeszłości i pozwolimy zaistnieć przynajmniej dwom opowieściom z rejonu Poodrza.

 

Ukarany złodziej drzewa

 

Żył kiedyś dawno w Vrażnem niedaleko Oder jeden mały osadnik, który co widział i co nie było jeszcze jego, tak to ukradł. A robił to tak mądrze, że go nigdy przy tym nie złapano ani nie wiedziano. Że kradnie, o tym nie wiedziała nawet jego żona. Myślał, że jest najmądrzejszy a tak się jednego razu sam ukarał. W domu zaczęło brakować drzewa na opał a tak się wybrał do gminnego lasu między Hrabiecicami i Lucziszciemi. Było to na święto Bożego ciała, a tak i myśliwy szedł tego dnia w uroczystej procesji za baldachimem. Osadnik wziął piłę i siekierę, zaprzęgł konika i wyjechał. Wybrał sobie wielkie drzewo trochę z brzegu lasu, ściął go, pociął na kawałki, drzewo nałożył na wóz i na wierzch położył trochę chrustu. Potem usiadł na pniu i zadowolony odpoczywał. Palił fajkę i czekał aż zaczną dzwonić dzwony na znak, że procesja właśnie przechodzi koło kościoła. Dzwony się rozdzwoniły i osadnik chciał się podnieść, ale go coś trzymało za pośladki. Krzyczał na pień, groził a na koniec go i prosił. Kiedy się do południa nie wrócił, rodzina zaczęła go szukać. Znaleźli go, siedzącego na pniu i od razu chcieli mu pomóc. Zaczęli rżnąć korzenie ale osadnik krzyczał że go to strasznie boli a z pnia zaczęła lecieć krew. Tak musieli zawołać innych ludzi i radzili się co dalej. Na koniec posłali po księdza i ten pokropił pień wodą święconą. Ścisk ustąpił a osadniczek uciekał do domu. Miał z tego wielki wstyd i jeszcze sto lat po jego śmierci mieli ludzie we Vrażnem się z czego śmiać. Każdy złodziej potem, w ciągu kradnięcia drzewa uważał aby mu się coś podobnego nie przytrafiło.

 

Magiczny but

 

Na zbiegu rzek Odry i Lubiny mieli Huvarowie z Koszatki nad Odrą od dawien dawna swoje łąki. Jedna łąka różniła się od innych tym, że na niej od nocy do rana ktoś rozrzucił snopki siana. Jednego dnia to staruszka Huvara męczyło i postanowił, że tam pójdzie w nocy pilnować, aby sprawdzić kto lub co mu robi szkodę. Kiedy księżyc wyszedł na niebo, z wody wyszedł hastrman, rozrzucił wszystkie snopki oprócz jednej na której sobie siadł i szył buty. Kiedy księżyc zniknął za chmurami, staruszek się podkradł, wyskoczył i trzy raz walnął hastrmana kijem po rękach. Jak uderzył po raz trzeci, wodnik zakrzyczał: miałeś mnie nie bić, uszył bym ci buty dwa”. Potem wskoczył do Odry i już ię więcej na Huvarowych łąkach nie pokazał. Staruszek Huvar znalazł w sianie jeden but, a ten go prawie przeżył. Zanim go zniszczył, musiał do niej zamówić uszycie do pary dziesięć razy nowy but u miejscowego szewca.

 

Autoři: Jaromír a Jiřina Poláškovi

Muzeum Beskyd Frýdek-Místek

No Comment

Sorry, the comment form is closed at this time.